poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział I: Świat jest ogromny, Caitlin

Wioska Dorina ulokowana była w dość wąskim wąwozie w północnej części krainy Nogary. Było to mroźne miejsce, gdzie przez większą część roku zalegała gruba warstwa ciężkiego śniegu. Panowały tam ogromne mrozy i huczał lodowaty wiatr, który dla przyjezdnych był nie do wytrzymania.
Czarnoksiężnik również miał problem z ogrzaniem swojego ciała. Grube futro, którym nakrył czerwoną szatę, w tych stronach wydawało się być z delikatnego jedwabiu. Gdyby nie magia, którą co jakiś czas używał, najpewniej już po kilku minutach byłby soplem lodu.
Coraz częściej żałował, że posłuchał Wiedźmy z bagien. Przecież nie mógł mieć pewności, że kobieta mówiła prawdę. Mogła się najzwyczajniej w świecie pomylić, wysyłając go w te strony. Istota, którą miał tu znaleźć, prawdopodobnie w ogóle nie istniała.
Śnieg padał coraz mocniej, a niebo nabrało odcień szarości. Jeśli się nie pospieszy, to nie dojdzie do wioski przed zmrokiem, a wtedy nawet jego magia może okazać się nieprzydatna. Ignorując zmęczenie i chłód, Czarnoksiężnik przyspieszył kroku.
* * *
Caitlin naciągnęła na okna grube zasłony. Żar, bijący z kominka, sprawiał, że w izbie zaczęło robić się przyjemnie ciepło. Pomieszczenie było niewielkie, więc ogrzanie go nie trwało zbyt długo. Stał w nim duży, drewniany stół, który ojciec dziewczyny wykonał w dniu jej narodzin, sześć krzeseł, regał z kilkoma książkami i skrzynia, w której piętrzyły się stare szpargały należące do jej rodziców.
Dom był zwyczajny, niczym się nie wyróżniał, nie przyciągał wzroku. Jego mieszkańcy nie byli ani biedni, ani bogaci. Mogli pozwolić sobie na zakup wszystkiego, co było niezbędne do życia. Również Caitlin, czternastoletnia dziewczyna, nie była żadną urokliwą pięknością. Miała długie, gęste, czarne włosy, które odziedziczyła po matce i oliwkową cerę. Jedyne, co wyróżniało ją spośród kobiet w wiosce, były oczy. Jako jedyna osoba w Dorinie posiadała niebieskie tęczówki zamiast brązowych. I to właśnie one stały się jej piętnem.
– Caitlin, możesz mi pomóc nakryć do stołu? – Usłyszała głos motki, dobiegający z kuchni.
Ruszyła niechętnie w stronę pomieszczenia, w którym znajdował się kredens z zastawą kuchenną i dużym paleniskiem. Było tam jeszcze cieplej, a w odczuciu Caitlin aż nazbyt gorąco. Jej matka – Sonya – stała przy ogniu, mieszając energicznie zupę w kociołku. Dziewczyna poczuła wyraźnie zapach mieszanki ziół, sprowadzanych przez kupców z południa.
Caitlin chwyciła talerze i sztućce dla dwóch osób, a potem zawahała się na chwilę.
– Tata będzie? – spytała, zaciskając dłoń na miedzianej łyżce.
– Tak, powiedział, że wróci na obiad – odpowiedziała matka, nie spuszczając wzroku z gęstej pary, unoszącej się z kotła.
Dziewczyna z niechęcią wzięła jeszcze jeden talerz, a potem wróciła do głównej izby, aby rozstawić wszystko na stole. W momencie, w którym donosiła kubeczki, główne drzwi się otworzyły, a wraz z powiewem mrozu do izby wszedł jej ojciec.
Mężczyzna był wysoki i potężny. Jego włosy były również ciemne, ale cerę miał stosunkowo jasną. W progu zdjął futro i buty, które zostawiały mokre ślady. Obrzucił córkę gniewnym wzrokiem, a potem spojrzał na kominek i buchający w nim ogień.
– Mówiłem ci, że za dużo węgla dodajesz o ognia – powiedział, mierząc w nią gniewnie palcem. – Jak tak dalej pójdzie, to zapasy skończą się przed ociepleniem. Przecież z kuchni też leci ciepło – dodał, widząc, jak Sonya wchodzi z kotłem zupy.
– Przepraszam – burknęła Caitlin. – I tak dałam mniej...
– Masz mnie za idiotę?
– Marcius, proszę – wtrąciła się niepewnie matka. – Dziś było naprawdę chłodno – dodała, nalewając zupę do półmisków.
Mężczyzna zmarszczył czoło, obserwując swoją żonę.
– A co na drugie danie? – spytał podejrzliwie.
– Jest tylko zupa, ale na mięsie – odpowiedziała Sonya. – Nie mogłam nic dostać u kupca.
Caitlin dostrzegła nerwowe pulsowanie brwi na twarzy ojca. Wiedziała, że mężczyzna za chwilę eksploduje z wściekłości. Najwyraźniej miał dziś zły dzień, skoro już od progu coś mu się nie podobało. Pokręcił gniewnie głową i uderzył pięścią w stół. Kilka kropel gorącej zupy wylało się z półmiska.
Sonya zacisnęła powieki, a Caitlin nagryzła wargę. Wiedziała, że lepiej się nie tłumaczyć.
– Kupiłam tylko jednego, chudego zająca – powiedziała szybko matka. – Było tam więcej kości niż mięsa. Zrozum, musiałam ugotować zupę, bo żadne z nas by się nie najadło.
Dziewczyna spojrzała na trzy napełnione talerze. U matki była niemal sama woda, u siebie dostrzegła kilka kawałków warzyw, za to ojciec miał same rarytasy. Najwyraźniej sam też to dostrzegł i co więcej spodobał mu się taki obrót spraw, bo mięśnie jego twarzy rozluźniły się nieznacznie.
– Masz rację – powiedział po chwili. – Handlarze przybędą dopiero za dwa tygodnie, w wiosce panuje bieda, a sołtys wpuszcza obcy, nie pytając innych o zgodę.
– Masz na myśli tego naukowca? – spytała Sonya, lekko się rozluźniając.
– Naukowca? Kobieto, jaka ty naiwna... żaden z niego naukowiec. To zwykły oszust, który zapewne ma jakieś nikczemne zamiary. Jon był ostatnio u niego pod byle pretekstem i wiesz, co się okazało? Miał tylko jedną księgę na stole, którą szybko schował, aby tamten nie mógł nic zobaczyć. Uważasz, że to normalne? Naukowcy mają dużo książek.
Caitlin uśmiechnęła się pod nosem, a wraz z łyżką gorącej zupy przełknęła kąśliwą uwagę, którą chciała uraczyć ojca.
Owszem, nowy mieszkaniec wioski dość mocno się wyróżniał. Szczególnie że Dorina była niemal końcem świata i tylko szaleniec chciałby tutaj zamieszkać. Nie było tu roślin, które naukowiec mógłby badać, zwierząt do obserwacji również. Jedyną rzeczą, której mieszkańcy mieli pod dostatkiem, był śnieg i lód, ale raczej nie był on zbyt interesujący.
Ów naukowiec zawsze nosił długie futro aż do kostek i ciężki kaptur na głowie. Caitlin nigdy nie widziała jego twarzy, nie była nawet w stanie ocenić, ile mężczyzna miał lat. I choć mieszkał tutaj już od dobrych dwóch tygodni, to jakoś nie mogła się zebrać w sobie, aby go odwiedzić.
– Macie się obydwie trzymać od niego z daleka, jasne? – zagrzmiał głos ojca.
– Och, a po co miałybyśmy się do niego zbliżać? – odpowiedziała pytaniem na pytanie matka, a uwadze Caitlin nie uszło, że nawet ona nie przytaknęła ojcu.
* * *
Kolejny dzień przyniósł jeszcze więcej śniegu. Ogromne płaty zacinały tak mocno, że Caitlin niemal nie mogła złapać tchu. Czuła szczypanie na zaróżowionych od mrozu policzkach, a wargi zupełnie jej zdrętwiały. Najgorsze załamania pogody lepiej było przeczekać w domu, a nie wychodzić.
Jednak dziewczyna musiała korzystać z nieobecności ojca i wizyty matki na targowisku. W innym wypadku nie udałoby jej się wymknąć z domu.
Główny plac musiała obejść na około, gdyż właśnie tam rozstawiali się kupcy i mogła wpaść na matkę. Nadłożyła więc prawie kilometr drogi, aby dojść do mieszczącego się lekko na uboczu domostwa tajemniczego naukowca.
Budynek wyglądał tak jak inne w wiosce. Niewielki, jednopiętrowy z obłożonymi papą, która utrzymywała ciepło, ścianami. Do głównych drzwi prowadziły trzy kamienne stopnie, a okno, wychodzące na podwórze, było zasłonięte grubą zasłoną.
Caitlin zbliżyła się do szyby. Mężczyzna najwyraźniej nie był zbyt dokładny, gdyż kotara odchylała się niedyskretnie. Dziewczyna wstrzymała oddech, nie powinna była tego robić, ale ciekawość była silniejsza od niej. Niemal przykleiła nos do okna, aby cokolwiek zobaczyć.
Ojciec miał rację. W pomieszczeniu dostrzegła duży regał na książki, na którym nie leżał żaden wolumin. Był tam też niewielki stolik, na którym gospodarz rozstawił świeczki.
No właśnie, gospodarz.
Ów naukowiec pojawił się w polu jej wzroku tak niespodziewanie, że Caitlin ledwo znalazła w sobie odwagę, aby się pochylić. Widziała go tylko przez ułamek sekundy, a wrażenie, jakie na niej zrobił, sprawiło, że niemal zapomniała, jak się oddycha.
Mężczyzna na pewno był po trzydziestce. Miał długie, ciemne włosy, zarost i ostre rysy twarzy. Natomiast w jego uchu lśnił złoty kolczyk. Jego ubranie również różniło się od tych, które noszono w Dorinie. Miał na sobie długą, czerwoną szatę, zakończoną złotym obszyciami. Jednak najbardziej w oczy Caitlin rzuciła się księga, którą trzymał w rękach. Faktycznie była ogromna i ciężka, starannie oprawiona w skórę.
Dziewczyna walczyła ze swoją ciekawością. Czy powinna raz jeszcze wstać i spojrzeć przez okno, czy...?
I wtedy usłyszała, jak drzwi się otwierają. Skrzypnięcie wydawało się być nienaturalnie głośne. Caitlin znajdowała się tyłem do nich, ale mogła mieć tylko złudną nadzieję, że śnieg zasypał ją tak bardzo, że gospodarz jej nie dostrzeże. Niestety, chyba nie było sensu liczyć na coś takiego.
– Szukasz tu czegoś? – Usłyszała poważny, może lekko sarkastyczny głos.
Nie miała innego wyjścia. Chwiejnie podniosła się na nogi i otrzepała gruby kożuch ze śniegu. Odwróciła się niespiesznie i spojrzała wprost na tajemniczego mężczyznę. Wydawał jej się niesamowicie wysoki i górujący nad małą wioską.
Caitlin poczuła, jak jej twarz pokrywa się szkarłatnym rumieńcem wstydu, mieszającym się z odmrożonym już nosem.
– Ja? – spytała idiotycznie. – To znaczy, oczywiście, że ja. W sumie chciałam pana odwiedzić. Wioska taka mała, tutaj wszyscy się znają, więc... – zaczęła, nie panując nad potokiem słów.
– Więc teraz wszyscy po kolei będą składać mi wizytę? – dokończył za nią, po czym zrobił miejsce w drzwiach. – W takim razie wejdź, nie wiedziałem, że panują tutaj aż takie mrozy.
Caitlin zawahała się przez chwilę. Czy to nie przed tym ostrzegał ją ojciec? Na jej twarzy zagościł uśmiech, poczuła, że ma głęboko gdzieś, czego oczekuje od niej Marcius, a co więcej, zakazane smakowało o wiele lepiej.
Bez słowa wślizgnęła się do środka, zdjęła kożuch i buty, aby nie nabrudzić i usiadła na jednym z dwóch krzeseł. Rozejrzała się, ale nigdzie nie zauważyła tajemniczej księgi.
– Mam na imię Caitlin – przedstawiła się, choć nikt jej o to nie prosił. – A pan?
– Jestem Edwin – powiedział, siadając naprzeciwko niej.
Bliskość mężczyzny ją oszałamiała. Czuła dziwne, może trochę niepokojące ciarki na całym ciele. Zadrżała, choć w pomieszczeniu było naprawdę ciepło. I dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że w kominku leży tylko stary popiół i kurz.
– Jest pan naukowcem, tak? – spytała, rozglądając się za jakimś innym źródłem ciepła. Może to z kuchni?
– Naukowiec to zbyt duże słowo – oświadczył. – Jestem po prostu badaczem. Wyczytałem, że w tych okolicach znajduje się grota, kryjąca wielkie skarby.
– I mówi mi to pan tak po prostu? Nie boi się, że rozgłoszę to wszystkim w wiosce i udamy się na poszukiwania?
Edwin zaśmiał się krótko, po czym przeczesał dłonią włosy. Na jego palcu zalśnił ogromny, czarny klejnot. Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę, że jest wart więcej niż połowa wioski. Zresztą ręce mężczyzny same w sobie były dziwne. Delikatne i gładkie, nie pasowały do tych, które widywała.
– Caitlin, ile masz lat? – spytał, a ona lekko się speszyła.
– Czternaście, ale za miesiąc będzie piętnaście – wytłumaczyła, zastanawiając się, czy nie powinna go okłamać, szczególnie że ten wiek najwyraźniej nie zrobił na nim wrażenia.
– Jesteś strasznie dociekliwa i nadal masz wyobraźnię dziecka. To komplement – dodał, widząc jej naburmuszoną minę. – Rozmawiałem o tej sprawie z sołtysem, który doradził mi rozpoczęcie poszukiwań, kiedy pogoda trochę się uspokoi. I wtedy też kilkoro mężczyzn wyruszy razem ze mną.
– Czy to niebezpieczne? – spytała półgębkiem.
– Mhm – przytaknął Edwin. – Trzeba podróżować w górach przez kilka dni, może zasypać nas lawina, a i tak nie mamy pewności, że się uda.
– Proszę więc zabrać ze sobą mojego ojca – wypaliła bez zastanowienia.
Mężczyzna uniósł wzrok i znów się uśmiechnął w ten dziwny, podobny tylko do niego, sarkastyczny sposób.
– Widać, że bardzo go szanujesz – rzekł, drapiąc się po brodzie. – W tej wiosce chyba mężczyźni nie są zbyt lubiani, bo jesteś drugą osobą, która mnie prosi, abym na wyprawę zabrał kogoś z jej rodziny.
Caitlin uniosła ze zdziwieniem brwi. Druga? Zastanawiała się, kto jeszcze mógł przyjść do Edwina i komu jeszcze powiedział o wyprawie? Dlaczego tak chętnie wygłaszał coś, co miało być tajemnicą?
– A kto był pierwszy? – spytała niepewnie.
– Kobieta, miała na imię Sonya.
Oczy dziewczyny zrobiły się kilkakrotnie razy większe, a gdyby miała coś w ustach, to na pewno by się udławiła. Edwin przecież nie mógł żartować, prawdopodobnie nie miał pojęcia, co łączy obie kobiety. Ale bardziej od tego, co skłoniło matkę do narzekania na ojca, Caitlin zastanawiało, po co przyszła do tajemniczego mężczyzny. Czyżby przyciągała ją ta sama ciekawość?
– To moja mama – powiedziała dziewczyna bez zastanowienia.
Edwin wyraźnie się zmieszał. Twarz się napięła, zniknął uśmiech. Widać było, że sam nie wie, co powinien powiedzieć, aby nie urazić dziewczynki i nie mieszać się w nieswoje sprawy.
– No tak, powinienem się zorientować – rzekł. – Jako jedyne w wiosce macie ciemne włosy. Inne kobiety to blondynki.
– Moja babcia była z południa – wytłumaczyła Caitlin. – Przybyła tutaj za dziadkiem. Krótka, romantyczna historia – rzekła z przekąsem, wzruszając ramionami.
– A tobie się tutaj podoba? – dopytywał dalej Edwin, jakby chciał zejść z drażliwego tematu jej ojca.
– Cóż... Nigdy nie widziałam innego miejsca, czasem czytam książki o krainach, w których nie pada śnieg albo żyją smoki. Tylko że tata... on uważa, że to brednie.
– Świat jest ogromny, Caitlin – oświadczył mężczyzna, bawiąc się płomieniem świecy.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, jednak głos ugrzązł jej w gardle. Przełknęła głośno ślinę, czując dziwne wibracje w sercu.
– Pan pewnie widział wiele krain – rzekła szeptem. – Poopowiada mi pan kiedyś?
Na twarzy Edwina zagościł uśmiech. Kiwnął głową, gasząc świecę dwoma palcami.
* * *
Długo się zabierałam za to opowiadanie. Przyznaję, że ostatecznie postanowiłam je założyć bo znów zaczęłam grać w Heroes III i wpadły mi do głowy kolejne pomysły. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i znajdą się fani fantasy.
Pozdrawiam!

Obserwatorzy